Gość w dom, Bóg w dom czyli coś o rozmnożeniu chleba

Znajomy kiedyś poprosił na FB o nocleg w Warszawie. W prośbie napisał "Gość w dom, Bóg w dom" i tym mnie złapał 😄 Zaprosiłam. I wtedy mój przezorny mąż zadał pytanie "A czym my go nakarmimy?". I rzeczywiście w lodówce było niewiele poza światłem a w portfelu 7zł. Ale słowo się rzekło....Zrobiłam zakupy za te ostatnie 7zł i zaczęłam szykować kolację. Ugotowałam co się dało. I wyjmowałam kolejne rzeczy z lodówki i szykowałam, wyjmowałam i szykowałam... i ciągle było coś do wyjęcia. Stół był zastawiony po brzegi i wszyscy wstaliśmy od niego jak bąki. Było nawet ciasto na deser i kompot z truskawek, rabarbaru i czereśni. Nasze dzieci nie lubią ciast domowych (ich strata) ale w domu nie było żadnych innych słodyczy. I wtedy zadzwonił telefon do mojego męża. Ktoś chciał mu za coś tam podziękować i zapytał czy może teraz przyjść. Przyszedł i przyniósł wielkie opakowanie rafaello 😃 (to już dzieci lubią).
Rozmowy przy stole tez były owocne dla obu stron. A następnego dnia na konto wpłynęły zaległe pieniądze.
Gość w dom, Bóg w dom... pierwszy raz aż tak mocno tego doświadczyłam 💜

Komentarze

Popularne posty