Opowiem Ci swoją historię...


Ten teks powstał jako artykuł do nowego biuletynu STREFA FiN. Ponieważ jednak jest to  moja historia  postanowiłam podzielić się tym także tutaj. Wprawne oko zobaczy, że jestem tu tylko ja. Nie ma męża, dzieci…. Tak to napisałam zlewając się z moim mężem w jedno ale w małżeństwie to nie grzech stawać się jednością J Mój mąż nie lubi i nie chce funkcjonować w przestrzeni internetowo – medialnej, czasem jak o nim pisze to pytam o zgodę. Poza tym ten blog jest mój, jest o mnie, moich historiach, doświadczeniach, przemyśleniach i radach.  Zdecydowałam więc, że napiszę go właśnie tak.
Opowiem Ci swoją historię…..
Od lat marzyłam o tym żeby wyprowadzić się z warszawskiego blokowiska i zamieszkać w domku gdzieś na wsi, z dala od zgiełku i sąsiadów za ścianą. W 2015 roku znalazłam swój wymarzony dom, może nie był idealny ale na to przymknęłam oko. Sprzedawał go pośrednik, który gdzieś na parkingu, w samochodzie, podpisał ze mną umowę. Nie bardzo uśmiechało mi się płacić prowizję za możliwość zobaczenia tego domu ale trudno…
Dom chciałam kupić na kredyt hipoteczny. Poszłam więc do banku, z którym byłam związana od lat. Po wstępnych wyliczeniach zostałam zapewniona, że dostanę kredyt. Tydzień później przyszło rozczarowanie. Wstępne wyliczenia nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Okazało się, że kredytu nie dostanę. Nikt też nie podpowiedział mi co mogę zrobić by o kredyt starać się w przyszłości. Dom kupił ktoś inny, mam nadzieję, że jest tam naprawdę szczęśliwy.
Marzenie jednak nie dało się zagłuszyć. W lipcu 2018 roku postanowiłam wystawić swoje mieszkanie na portalu sprzedażowym za cenę, za którą ja je kupiłam osiem lat wcześniej i zobaczyć co się wydarzy. Ogłoszenie zakończyłam zdaniem „agencjom dziękuję”. Telefon nie milczał, zadzwoniło przynajmniej dziesięć agencji w dość krótkim czasie. Wszystkim grzecznie odmawiałam.
Pewnego sierpniowego dnia znalazłam w Internecie kolejny dom marzeń. Pech chciał, że tym razem tez był sprzedawany przez agencję. Trudno, marzenia muszą kosztować. Z pośrednikiem umówiłam się w biurze a nie w samochodzie, miła odmiana. Zostałam wypytana o swoje potrzeby i możliwości finansowe. Pani Kinga podała mi adres domu i pojechałyśmy go obejrzeć. Bez podpisanej umowy, w zaufaniu.
Dom okazał się rzeczywiście domem marzeń. Nie miał już wad, na które musiałam przymykać oko. Czułam, że chcę tu zostać. Pozostawał problem kredytu. Raz już się przecież nie udało i to w banku, który mnie dobrze znał. Okazało się, że agencja i z tym umie sobie poradzić. Pani Dorota dokładnie sprawdziła jakie są moje możliwości, jaka jest moja zdolność kredytowa i dostałam ofertę trzech banków, w których spełniałam kryteria żeby dostać kredyt. I udało się. Tym razem nie przyszło rozczarowanie  tylko gotowa oferta kredytowa, która wreszcie się zmaterializowała.
 Pani Kinga zapytała mnie też o moje mieszkanie, które wystawiłam na sprzedaż. Zaproponowała zajęcie się jego sprzedażą. Przyznam zaskoczyła mnie przedstawioną ofertą. Agencje, które dzwoniły do mnie nie oferowały mi w zasadzie nic więcej niż tylko wystawienie tego ogłoszenia w Internecie pod swoim szyldem. Tutaj dostałam rzeczową wycenę, home stagin i naprawdę profesjonalne ogłoszenie.
W listopadzie podpisywałam akt notarialny sprzedaży mojego mieszkania. Do połowy grudnia musiałam je opuścić a do nowego domu mogłam wprowadzić się dopiero na koniec stycznia. Nie, nie wylądowałam na święta pod mostem. W ciągu zaledwie jednego dnia pani Kinga znalazła mi mieszkanie tymczasowe.
Gdyby nie to, ze marzenie o domu w głuszy było tak silne zapewne nigdy nie zdecydowałabym się na zmiany bo zwyczajnie się ich boję. Cała operacja sprzedaży, kupna, najmu i kredytu w jednym, dość krótkim, czasie to nie było łatwe przedsięwzięcie. Trzeba było spiąć naprawdę wiele spraw. Panie Kinga i Dorota dały mi w tej sytuacji nie tylko swoją wiedzę i profesjonalizm ale też zwyczajne ludzkie wsparcie. Czułam się zaopiekowana. To oczywiście ma też swoje minusy bo zabrano mi dużą cześć stresu, dzięki któremu mogłabym schudnąć. Nie umiem też nadal czytać tak do końca księgi wieczystej. Pani Kinga sprawdzała ją bardzo dokładnie, tłumacząc mi niejasności. A robiła to tak profesjonalnie i rzetelnie, że odebrała mi szanse ukończenia fakultetu „czytanie ksiąg wieczystych”. Mogłam za to cieszyć się w zimie trzaskającym ogniem w moim własnym kominku a dziś piszę swoją historię siedząc na moim tarasie.


Komentarze

Popularne posty