Daleko, daleko, za górą, za rzeką...

Wreszcie ciepełko, wreszcie upały. Lubię Warszawę ale to nie jest moje miejsce na ziemi. I zwłaszcza w taką pogodę myślę, że to aż grzech siedzieć w tym betonie. Kiedyś spełni się moje marzenie o domku z pięknym ogrodem. Wierzę, że będzie to niedługo, tak by dzieci mogły jeszcze z tego w pełni skorzystać. A póki co ratuj się kto może. Też tak macie? Ratujcie się ze mną. Są takie miejsca, blliżej i dalej Warszawy gdzie da się nie zwariować.

Polana Opaleń
To pierwsze miejsce, które odkryliśmy pod Warszawą. Kampinos. Polana jest duża, ma sporo drewnianych wiat a po środku miejsce na ognisko. Kiedyś był tam też drewniany plac zabaw ale gdzieś rok temu go usunięto 😯 My jezdzimy tam zwykle ze swoim grillem. W weekend niestety jest ciasno, czasem ciężko o wolną wiatę ale nawet w takich warunkach kolory, zapach i spokoj Kampinosu na mnie działają kojąco.
Tuż przy parkingu jest świetna górka na sanki. Odkryliśmy to dopiero w tym roku. Jest dluuuuga, dość szybka i nie trzeba robić slalomu między drzewami. Tak wiem, w samej Warszawie też są parki i są górki.... Czasem też z nich korzystamy-mieszkam wszak całkiem blisko Górki Szczęśliwickiej. Jednak cisza Kampinosu i brak smogu są dla mnie warte tego żeby pojechać dalej.

 Polana rekreacyjna w Lipkowie
To miejsce odkryłam wczoraj. Czy raczej zostało przede mną odkryre 😊 Mieliśmy tam piknik dla rodzin ED z okazji dnia dziecka. Ta polana jest ciut mniejsza niż Opaleń ale ma za to plac zabaw na wypasie. Są też rzeczy, których wolałam nie widzieć ale podobno są arcyciekawe: strumyk w lesie a na nim kładka ze złamanego (podobno spruchniałego) drzewa. Przed strumykiem krzaczory podobno idealne na bazę. Na pewno jest błoto bo niektóre dzieci wracały całe prawie w tymże błotku.... To było naprawdę niesamowite spotkanie i dla mnie super doświadczenie. Plac zabaw naprawdę jest na wypasie i dzieci wbiegły tam z radością..... na max 10 minut. Na kolejne godziny przepadły w krzaczorach, strumyku i naprawdę nie wiem czym jeszcze. To była ich baza. Do nas co jakiś czas przychodził ktoś po jedzenie no bo przecież nie po to żeby pokazać, że żyje 😊 Dzieciaki były szczęśliwe a wypasiony plac zabaw przegrał w konkurencji z naturą i wyobraźnią dzieci.

Zacisze Anny Korcz
Ale brzmi, nie? Tak, prowadzi to TA Anna Korcz 😊i w sezonie często można ją tam spotkać ale to nie jest największa atrakcja tego miejsca😊 Najważniejsze, że jest tam rzeka-Wkra i całkiem spora plaża. Wkra jest rzeką bardzo płytką (najgłebiej woda sięga dorosłym do pasa) więc dzieci naprawdę bezpiecznie mogą się tam chlapać. Dorośli amatorzy pływania już nie poszaleją ale mogą za to wynająć kajak i zrobić spływ. Nie ma tam tłumów, nawet jeśli jest dużo ludzi to nam udaje się zawsze rozłożyć koc przy samej wodzie. Plaża jest czysta, piaszczysta a na środku jest plac zabaw. Od tego roku jest też iglo (taki wielki namiot) gdzie można uciekać w razie załamania pogody czy po prostu skryć się przed słońcem.  Są też toalety, czyste, z papierem toaletowym i umywalką oraz przebieralnia.To jest prywatna plaża i ma swoje zasady. Wejście na plaże jest za darmo ale nie wnosi się własnego jedzenia. Gdy przyjechaliśmy tam pierwszy raz przywitał nas mąż Anny Korcz i poinformował właśnie o tej zasadzie. Ale widział, że wchodzimy z trójką małych dzieci i nie miał nic przeciwko, że wnosimy drobne przekąski. Ale jeśli ktoś planuje jechać tam z własnym grillem, piwem itp. to odpada. Grill jest na miejscu. Całkiem spory i nawet smaczny.  Tylko trzeba pamietać żeby nie zamawiać jedzenia dopiero wtedy gdy jesteśmy już mega głodni. Niestety trzeba czekać. Gdy jest dużo ludzi to ponad godzinę. Ale trzeba to po prostu wiedzieć i dobrze zaplanować. Minusem plaży jest odległość. To jest Pomiechówek czyli przynajmniej godzina jazdy samochodem z Warszawy. W Pomiechówku jest też jeszcze jedna plaża, z większą ilością restauracji, obok parku linowego ale tez przy samej ulicy. Ciszy się tam nie doświadczy. W Zaciszu ta cisza i spokój są a ja, zmęczona Warszawą, potrzebuję tego jak powietrza.

Domy Konesera Trzcin
To już taka wisienka na torcie, na wyjazd dłuższy niż jeden dzień. Trzcin jest bowiem obok Lidzbarka. Niestety kawałeczek ale ja to miejsce pokochałam totalnie. Właściciele mówią, że to polska Toskania. I trochę tak jest. Zamiast drzewek oliwnych są wierzby ale absolutnie toskańsko jest. Ja odzyskuję tam spokój w jednej sekundzie. Kiedyś całą drogę do Trzcina kłóciliśmy się o coś zawzięcie. Generalnie jechałam z fochem. I foch odszedł sam gdy tylko wysiadłam z samochodu. Domy Konesera to taka oaza w środku niczego, na wzgórzach. Przeogromny teren. W dość sporej odległości od siebie (ale bez przesady) stoją dwie mazurskie chaty i domek modrzewiowy. Jest też część wspólna z jadalnią i pokojami na górze. Plac zabaw, boisko, mnóstwo przestrzeni na leżaki. Domek z sauną i jaccuzi.
I jedzenie...... no cóż, nam zazwyczaj udaje się zamieszkać w najdalszej chacie. Zatem do jadalni  trzeba przejść całkiem ładny kawałek pod górkę. I dobrze bo do mojej głowy dociera, że choć odrobinkę tych pyszności spalam. Są tam cudne tereny do biegania ale u mnie w tym miejscu wygrywa zawsze lenistwo-bez wyrzutów sumienia. Jednym z właścicieli jest śpiewak operowy. Są wiec organizowane recitale i muzyka na żywo tak po prostu. Dla dzieci w weekendy po śniadaniu jest rytmika. W bliskiej okolicy są trzy jeziora: Rynek, Hartowiec i lidzbark. Dla każdego coś miłego. W Rynku prawie nie ma ludzi i nie ma wogóle nic poza wodą i plaża (i najczęściej my tam jesteśmy). W Hartowcu i Lidzbarku jest odpowiednio coraz więcej ludzi ale też coraz lepsza infrastruktura. Co kto lubi. W tym roku jeszcze tam nie byliśmy. I tęsknię...

Mam nadzieję, że ta lista będzie się powiększać, że w tym roku odkryjemy kolejne cudne miejsca. A może coś polecacie? Piszcie w komentarzach.

Komentarze

Popularne posty