Skąd sie bierze dobre jedzonko?
Coraz
bardziej lubię gotować. Coraz więcej też w tej materii
potrafię.Ale.... pamiętam, że zaraz po ślubie gotowałam rosół
z 3 skrzydełek i 2 kostek rosołowych. I nawet drugie danie jeszcze
z tego było. No fakt, oszczędnie :) gorzej ze smakowitością.O
zdrowiu już nie wspominam.
Ocknęłam się gdy Jaś miał mniej więcej pół roku i zaczynał jeść coś więcej niż mleko. Zapytałam wtedy moja koleżankę, która jest doradca laktacyjnym:
- Monia, czy Jaś może jeść te same zupy co my?
- Jeśli gotujesz na kościach to nie.
- Nie, na kościach nie gotuję. Ja gotuje na Vegecie
- cisza....
Zrozumiałam, że chyba powiedziałam coś głupiego, chociaż dla mnie to było tak naturalne, ze ja gotuję na Vegecie. Mi to wówczas smakowało, a że wszystko w zasadzie smakowało tak samo to już mi chyba nie przeszkadzało.
Zaczęłam kombinować, szukać i na pierwszy ogień poszła ta nieszczęsna Vegeta. Zaczęłam odkrywa smak soli, ziół i przypraw. I eureka, da się i to jest smaczne. Szok. I tak już przynajmniej 7 lat w mojej kuchni nie ma ani ziarenka Vegety.
Z czasem zaczęłam się też uczyć nieużywania gotowych sosów z torebki itp.
Dziś mój rosół jest popisowy, na mieszanych mięsach i z ogromna ilością włoszczyzny. Gotuje go w 9-litrowym garnku ale samego rosołu jest o wiele mniej, gdzieś jednak musi się zmieścić mięso i włoszczyzna.
Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. I ja też zaczęłam szukać produktów prawdziwych. Takich, których nie muszę moczyć w wodzie z soda żeby zmyć pestycydy i mięsa, które smakują kurczakiem, indykiem, wołowiną, wieprzowiną a nie czymś nieokreślonym (w zasadzie bez smaku). Zawsze lubiłam mleko takie prosto od krowy. Ale przerastało mnie jeżdżenie (nawet nie wiedziałam gdzie mam jechać) i szukanie prawdziwego mleka, masła, mięsa, warzyw.....
I to wszystko przyszło do mnie samo. Kiedyś na Fb zobaczyłam reklamę Lokalnego Rolnika. Wow, złożyłam pierwsze zamówienie. Odbiór był w piątek. I w sobotę ugotowałam mój popisowy rosół, upiekłam kurczaka. I... jak mój mąż na mnie spojrzał, o mamuniu, jak mu się buzia śmiała. Sam brak Vegety to absolutnie tylko połowa sukcesu. Wiem, że się chwalę ale to naprawdę było genialne.
Do kawy po obiedzie dodałam mleko niepasteryzowane, od krowy. Wypiłam i sorry, nie mogłam się powstrzymać. Wyjęłam mleko z lodówki i wypiłam jeszcze sporo prosto z butelki. Dzieci oczywiście i na szczęście tego nie widziały, bo przecież tak nie można, bo przecież są w domu szklanki ;)
Musiałam zacząć czytać więcej o tym Lokalnym Rolniku. Wiecie co jego założycielka pisze sama o sobie?
Wiem, to wygląda jak czysta żywa reklama. Uwierz mi, nie jest nią. Wiem, że blogerzy czasem korzystają z różnych przywilejów ale weź pod uwagę, że ja jestem tu dopiero od maja. Jestem za malutka na takie rzeczy;) Chcę się po prostu z Tobą dzielić tym co uważam za dobre. Co sama sprawdziłam i jestem do tego przekonana. Ja nie mam aktualnie możliwości zostać koordynatorką. Uwierz mi, długo to analizowałam. Ale choć tak mogę promować to co dobre.
I choć gotowanie wychodzi mi coraz lepiej to lubię być czasem karmiona. Ale odkąd poznałam smak tego prawdziwego jedzenia to w restauracjach tez jestem coraz bardziej wybredna. Ale znalazłam swoje miejsce. Dla tych co w Warszawie i okolicach polecam Kurę Domową. Dla tych, którzy znają Warszawę powiem, że my mieszkamy we Włochach, Kura Domowa jest w Wawrze. Calusieńka Warszawa. A i tak jak możemy sobie pozwolić na obiad poza domem to jedziemy przez tę całą Warszawę. Kiedyś uda mi się wycyganić ich przepis na wątróbkę. Jest absolutnie genialna. I zawsze jak jedziemy do Kury powtarzam sobie, dziś murze spróbować czegoś innego. I co? I zamawiam wątróbkę;)
Moje dzieci czasem mówią "Mamo, a może dziś zjemy poza domem? Może pojedziemy do Kury?" A mogliby przecież mówić "Może pojedziemy do Maka?" (czasem jeszcze i tak się zdarza). Im też chyba w takim razie tam smakuje. A może czuja się tam dobrze i bezpiecznie? Bo to jest miejsce gdzie dziecko nie jest tylko dodatkiem do rodziców ale absolutnie pełnoprawnym gościem.
Jakoś ostatnio zaprzestałam ale przez długi czas piekłam sama chleb, na swoim własnym zakwasie. Oczywiście mąki tez zaczęłam szukać najlepszej. I ktoś polecił mi firmę BioBabalscy. I to było rzeczywiście odkrycie. Zaczęłam piec chleb z samopszy i płaskurki. Losie, nigdy nie słyszałam takich nazw.
Samopsza
Mi osobiście bardziej smakuje samopsza. Mój Jaś uwielbia omlety na słodko z samopszy. Tam można tez kupić naprawdę smaczny orkisz, który uwielbiam używać do ciast. I naprawdę cudaczne, zdrowe i pyszne makarony.
No to się "nareklamowałam";) Niech Wam służy na zdrowie💜
Ocknęłam się gdy Jaś miał mniej więcej pół roku i zaczynał jeść coś więcej niż mleko. Zapytałam wtedy moja koleżankę, która jest doradca laktacyjnym:
- Monia, czy Jaś może jeść te same zupy co my?
- Jeśli gotujesz na kościach to nie.
- Nie, na kościach nie gotuję. Ja gotuje na Vegecie
- cisza....
Zrozumiałam, że chyba powiedziałam coś głupiego, chociaż dla mnie to było tak naturalne, ze ja gotuję na Vegecie. Mi to wówczas smakowało, a że wszystko w zasadzie smakowało tak samo to już mi chyba nie przeszkadzało.
Zaczęłam kombinować, szukać i na pierwszy ogień poszła ta nieszczęsna Vegeta. Zaczęłam odkrywa smak soli, ziół i przypraw. I eureka, da się i to jest smaczne. Szok. I tak już przynajmniej 7 lat w mojej kuchni nie ma ani ziarenka Vegety.
Z czasem zaczęłam się też uczyć nieużywania gotowych sosów z torebki itp.
Dziś mój rosół jest popisowy, na mieszanych mięsach i z ogromna ilością włoszczyzny. Gotuje go w 9-litrowym garnku ale samego rosołu jest o wiele mniej, gdzieś jednak musi się zmieścić mięso i włoszczyzna.
Ale apetyt rośnie w miarę jedzenia. I ja też zaczęłam szukać produktów prawdziwych. Takich, których nie muszę moczyć w wodzie z soda żeby zmyć pestycydy i mięsa, które smakują kurczakiem, indykiem, wołowiną, wieprzowiną a nie czymś nieokreślonym (w zasadzie bez smaku). Zawsze lubiłam mleko takie prosto od krowy. Ale przerastało mnie jeżdżenie (nawet nie wiedziałam gdzie mam jechać) i szukanie prawdziwego mleka, masła, mięsa, warzyw.....
I to wszystko przyszło do mnie samo. Kiedyś na Fb zobaczyłam reklamę Lokalnego Rolnika. Wow, złożyłam pierwsze zamówienie. Odbiór był w piątek. I w sobotę ugotowałam mój popisowy rosół, upiekłam kurczaka. I... jak mój mąż na mnie spojrzał, o mamuniu, jak mu się buzia śmiała. Sam brak Vegety to absolutnie tylko połowa sukcesu. Wiem, że się chwalę ale to naprawdę było genialne.
Do kawy po obiedzie dodałam mleko niepasteryzowane, od krowy. Wypiłam i sorry, nie mogłam się powstrzymać. Wyjęłam mleko z lodówki i wypiłam jeszcze sporo prosto z butelki. Dzieci oczywiście i na szczęście tego nie widziały, bo przecież tak nie można, bo przecież są w domu szklanki ;)
Musiałam zacząć czytać więcej o tym Lokalnym Rolniku. Wiecie co jego założycielka pisze sama o sobie?
Jestem
mamą małej alergiczki. Od kiedy Zarja miała niecały roczek,
notorycznie chorowała na zapalenie oskrzeli. Nieprzespane noce w
szpitalu przy nebulizatorze i nasłuchiwanie czy moje dziecko złapie
kolejny oddech. I tak co miesiąc. Przyczyną
choroby
okazało się jedzenie
a dokładniej konserwanty.
Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i zmienić całkowicie
sposób odżywiania w naszym domu.
Skąd brałam zdrowe jedzenie dla mojej rodziny?
Zdobywałam je dosłownie. Co tydzień a czasami nawet częściej objeżdżałam poznanych rolników i wytwórców aby mieć pewność, że jedzenie, które podam mojemu dziecku nie będzie miało konserwantów, ulepszaczy lub innej chemii. Stałam się Sherlockiem Holmesem w spódnicy. Zaglądałam do obory, sprawdzałam środki ochrony roślin a gumiaki w bagażniku samochodu są dla mnie równie ważne jak apteczka pierwszej pomocy.
Skąd brałam zdrowe jedzenie dla mojej rodziny?
Zdobywałam je dosłownie. Co tydzień a czasami nawet częściej objeżdżałam poznanych rolników i wytwórców aby mieć pewność, że jedzenie, które podam mojemu dziecku nie będzie miało konserwantów, ulepszaczy lub innej chemii. Stałam się Sherlockiem Holmesem w spódnicy. Zaglądałam do obory, sprawdzałam środki ochrony roślin a gumiaki w bagażniku samochodu są dla mnie równie ważne jak apteczka pierwszej pomocy.
Jedząc
zdrowe, prawdziwe jedzenie, z każdym dniem moja córeczka czuła
się lepiej. Od tamtego czasu nigdy już nie wyjęłam z szafy
nebulizatora. Po prostu stał się cud. Rozpierała mnie energia aby
podzielić się tym z innymi.
Założyłam
portal LokalnyRolnik.
Jest to miejsce gdzie nie
musisz czytać etykiet,
ponieważ wszyscy Wytwórcy są sprawdzani, aby to co ląduje na
Twoim talerzu było bezpieczne dla Ciebie i Twojej rodziny.
Oprócz
najlepszego jedzenia LokalnyRolnik to też społeczność tworzona
przez naprawdę wyjątkowych ludzi z misją i pasją
zmieniania świata poprzez promowanie zdrowszego
odżywiania.
Tak,
to koordynatorzy grup zakupowych. To właśnie koordynator wydaje Ci
paczkę z zakupami i daje nowe produkty do spróbowania. Im dłużej
istnieje LokalnyRolnik tym więcej jest koordynatorów. W całej
Polsce jest ich już ponad
250,
a ich liczba ciągle rośnie.Każdy z koordynatorów jest inny. W
naszej społeczności są: aktywne
mamy,
które postanowiły przerwać karierę aby więcej czasu poświęcić
swojej rodzinie, właścicielki lokalnych biznesów: kawiarni,
fitnesów, szkół tańca, managerki, blogerki, aktorki, a nawet
jedna kierowniczka z ZUS-u:)Jesteśmy różne, ale łączy nas jedno.
Chcemy
zdrowo jeść i dzielić się tym
nie tylko z własną rodziną. Chcemy poznawać
nowych
ludzi. Dbamy o swoje otoczenie. Wspieramy lokalną przedsiębiorczość.
Kochamy
to.
Czy to jest Ci bliskie?
W takim razie chcę Cię zaprosić abyś założyła własną grupę zakupową. Masz w swoim otoczeniu świadome osoby, które chcą się zdrowo odżywiać? Chcesz poznawać nowych ludzi? Chcesz promować dobre, prawdziwe jedzenie? W takim razie koordynowanie Grupy Zakupowej to zajęcie dla Ciebie :).
Czy to jest Ci bliskie?
W takim razie chcę Cię zaprosić abyś założyła własną grupę zakupową. Masz w swoim otoczeniu świadome osoby, które chcą się zdrowo odżywiać? Chcesz poznawać nowych ludzi? Chcesz promować dobre, prawdziwe jedzenie? W takim razie koordynowanie Grupy Zakupowej to zajęcie dla Ciebie :).
Co
robisz jako Koordynatorka?
Przede wszystkim promujesz zdrowie wśród swoich sąsiadów. Twoja grupa zakupowa to taki mały osiedlowy bazar gdzie raz w tygodniu wydasz zakupy swoim sąsiadom, przy okazji poznając kolejnych nowych ludzi. Dzięki Tobie każdy z sąsiadów będzie miał możliwość jeść zdrowo i smacznie, przy okazji wspierając małych polskich rolników. Punkt odbioru Grupy zakupowej może powstać dosłownie wszędzie: w domu, lokalnej kawiarni, przedszkolu, nawet na składzie opału (serio!).
Przede wszystkim promujesz zdrowie wśród swoich sąsiadów. Twoja grupa zakupowa to taki mały osiedlowy bazar gdzie raz w tygodniu wydasz zakupy swoim sąsiadom, przy okazji poznając kolejnych nowych ludzi. Dzięki Tobie każdy z sąsiadów będzie miał możliwość jeść zdrowo i smacznie, przy okazji wspierając małych polskich rolników. Punkt odbioru Grupy zakupowej może powstać dosłownie wszędzie: w domu, lokalnej kawiarni, przedszkolu, nawet na składzie opału (serio!).
Jeżeli
czujesz, że w Twoim życiu jest miejsce na taką pasję dołącz
do nas. Pod tym
adresem znajdziesz krótki film w którym trzy najlepsze
Koordynatorki opowiadają, dlaczego to robią.
Wiem, to wygląda jak czysta żywa reklama. Uwierz mi, nie jest nią. Wiem, że blogerzy czasem korzystają z różnych przywilejów ale weź pod uwagę, że ja jestem tu dopiero od maja. Jestem za malutka na takie rzeczy;) Chcę się po prostu z Tobą dzielić tym co uważam za dobre. Co sama sprawdziłam i jestem do tego przekonana. Ja nie mam aktualnie możliwości zostać koordynatorką. Uwierz mi, długo to analizowałam. Ale choć tak mogę promować to co dobre.
I choć gotowanie wychodzi mi coraz lepiej to lubię być czasem karmiona. Ale odkąd poznałam smak tego prawdziwego jedzenia to w restauracjach tez jestem coraz bardziej wybredna. Ale znalazłam swoje miejsce. Dla tych co w Warszawie i okolicach polecam Kurę Domową. Dla tych, którzy znają Warszawę powiem, że my mieszkamy we Włochach, Kura Domowa jest w Wawrze. Calusieńka Warszawa. A i tak jak możemy sobie pozwolić na obiad poza domem to jedziemy przez tę całą Warszawę. Kiedyś uda mi się wycyganić ich przepis na wątróbkę. Jest absolutnie genialna. I zawsze jak jedziemy do Kury powtarzam sobie, dziś murze spróbować czegoś innego. I co? I zamawiam wątróbkę;)
Moje dzieci czasem mówią "Mamo, a może dziś zjemy poza domem? Może pojedziemy do Kury?" A mogliby przecież mówić "Może pojedziemy do Maka?" (czasem jeszcze i tak się zdarza). Im też chyba w takim razie tam smakuje. A może czuja się tam dobrze i bezpiecznie? Bo to jest miejsce gdzie dziecko nie jest tylko dodatkiem do rodziców ale absolutnie pełnoprawnym gościem.
A
wiecie co odkryłam całkiem niedawno? Właścicielka Kury Domowej
jest koordynatorką Lokalnego Rolnika. Tam jest punkt odbioru (zawsze w czwartki). Jako restauracja zapewne nie mają możliwości żeby korzystać tylko z produktów z Lokalnego Rolnika. Nie wiem jakie dobre wróżki mieszają tam w garnkach ale to co podają jest zwyczajnie PRAWDZIWE. I git, i tak trzymać. Oby więcej takich miejsc.
Jakoś ostatnio zaprzestałam ale przez długi czas piekłam sama chleb, na swoim własnym zakwasie. Oczywiście mąki tez zaczęłam szukać najlepszej. I ktoś polecił mi firmę BioBabalscy. I to było rzeczywiście odkrycie. Zaczęłam piec chleb z samopszy i płaskurki. Losie, nigdy nie słyszałam takich nazw.
Płaskurka
Historia
płaskurki (Turgidum dicoccum) jest dłuższa niż bijącego ostatnio
rekordy popularności orkiszu. To jedno z pierwszych udomowionych
zbóż. Dużą popularnością cieszyło się za czasów Cesarstwa
Rzymskiego.
Uzyskana
z płaskurki mąka jest jakościowo nawet lepsza niż mąka
orkiszowa. Znakomicie nadaje się do wypieku chleba, któremu nadaje
lekko orzechowy posmak.
Mąka
z płaskurki znakomicie nadaje się do wypieku chleba,
herbatników, ciastek, makaronu czy też piwa. We Włoszech,
ziarna płaskurki stanowią składnik tradycyjnej zupy.
Samopsza
W miejscach
i regionach, gdzie uprawiano samopszę funkcjonują najróżniejsze
lokalne nazwy. W Grecji określa się ją mianem ?tiphe?, w Turcji
?siyez? a w języku hebrajskim funkcjonuje jako ?sifon?. We Włoszech
i Francji, nazywa się ją natomiast ?małym orkiszem? (odpowiednio:
?Le petit épautre? lub ?piccolo Farro?). W Niemczech przyjęła się
natomiast nazwa Einkorn.
Jakie
są najważniejsze walory samopszy? Obfituje w białko (nawet
do 50% więcej niż pszenica zwyczajna), które ma bardzo korzystny z
punktu widzenia zdrowia skład. Zawiera bowiem niewystępujące w
pszenicy czy też orkiszu aminokwasy (fenyloalaninę, tyrozynę,
metioninę i izoleucynę), które korzystnie wpływają na pracę
układu nerwowego. Aminokwasy te są egzogenne, co oznacza, że nasz
organizm nie jest w stanie wytworzyć ich samodzielnie ? powinniśmy
dostarczać je z pożywieniem.
Z
ziaren samopszy można uzyskać bardzo wartościową mąkę. O jej
walorach świadczy obecność mikro- i makroelementów: magnezu,
żelaza, cynku, manganu. Mąka z samopszy znakomicie nadaje się do
wyrobu razowego pieczywa. Najlepiej przygotowywać je z
wykorzystaniem zakwasu, gdyż zawarty w ziarnach samopszy gluten jest
lepki, mało rozciągliwy i słabo zatrzymuje wodę. Chleb z
samopszy ma charakterystyczną, żółtawą barwę (spowodowana jest
ona przez znacznie wyższą niż w pszenicy zawartość karotenoidów,
które korzystnie wpływają na pracę ludzkiego oka) i lekko
orzechowy smak, który wyczuwalny jest także w produktach z orkiszu,
czy płaskurki.
Czy
produkty z samopszy mogą być dobrą alternatywą dla osób mających
problemy z trawieniem glutenu? Nie można tego jeszcze
jednoznacznie potwierdzić, ale badania naukowe wskazują, że
gliadyny (rozpuszczalny składnik glutenu ? niezdolność organizmu
do jego przetworzenia jest przyczyną celiakii) zawarte w glutenie
samopszy nie są tak bardzo toksyczne, jak te zawarte w pszenicy
zwyczajnej.
(Te
informacje pochodzą ze strony BioBabalscy)
Mi osobiście bardziej smakuje samopsza. Mój Jaś uwielbia omlety na słodko z samopszy. Tam można tez kupić naprawdę smaczny orkisz, który uwielbiam używać do ciast. I naprawdę cudaczne, zdrowe i pyszne makarony.
No to się "nareklamowałam";) Niech Wam służy na zdrowie💜
Komentarze
Prześlij komentarz